wtorek, 31 maja 2011

Nie kijem go, to pałką... czyli i tak będziecie jeść kapustę

Tytuł może wydawać się dziwnym, ale już spieszę z wytłumaczeniem.
Nowalijek czas przyszedł, a prym wśród nich wiedzie młoda kapusta. Starsza część mojej rodziny (czyli moja lepsza połowa i ja) bardzo lubimy ja gotowaną, z odrobiną masła i całą masą kopru. Młodsze towarzystwo (czyli synowie) za kapustą gotowaną nie przepadają. Trochę są już za duzi, abym stała nad jednym czy drugim, jak kat nad dobrą duszą i zmuszała: zjedz jeszcze za mamusię, za tatusia... a jak wszyscy członkowie rodziny tudzież "wszyscy krewni królika" zostaną wykorzystani do niecnego czynu, abym przywoływała z pamięci pieski, kotki i kanarki. 
Tak więc leżała przede mną piękna, dorodna, świeża główka kapusty. I pytanie: co zrobić, żeby panowie młodsi ją zjedli. Tę skarbnicę witamin C, B1, B2, B6, jak również  magnezu, potasu, sodu, wapnia, żelaza, jodu, karotenów, kwasu foliowego, szczawiowego i pantotenowego. Dodam, że kapusta pochodzi z rejonu Morze Śródziemnego, a do Polski dotarła przed wiekami i... została. 
Ugotować, nie ugotować? Nie ugotować. 
Zrobiłam sałatkę surówkę z młodej kapusty:
Kapustę porządnie umyłam, poszatkowałam. Dla "koloru", starłam na dużych oczkach kilka młodych marchewek. Sos vinegrette (mój trochę zmieniony przepis): oliwa (ja preferuję oliwę z pestek winogron, bo nie pachnie, jeśli komuś nie przeszkadza zapach, można użyć virgin oil), ocet (winny lub jabłkowy lub acetto balsamico), przyprawa "czosnek staropolski" (uwaga - jest z solą), sól, pieprz, musztarda. 
Wszystko delikatnie, acz stanowczo wymieszałam. 
Surówkę podałam od razu, żeby nie "oklapnęła".
I zwyciężyłam. Zjedli. I smakowało im.

niedziela, 29 maja 2011

Na żywo po półfinale... X Factor...

Za dawnych czasów, tylko mogliśmy sobie pooglądać wyniki różnych konkursów, dotyczących śpiewania, tańczenia. Rodzime były festiwale w Kołobrzegu, Zielonej Górze, Opolu i Sopocie. Teraz telewizja funduje nam wielkie emocje w  śpiewaniu, tańczeniu i... nie tylko.
Dzisiaj, przed chwilą skończył się półfinał "X Factor". X Factor to taki wykonawca, który jest inny od wszystkich, zachwyci wszystkich nie dość, że wykonawstwem, to jeszcze swoją siłą i w ogóle... wszystkim.
W półfinale znaleźli się: pani Małgorzata Stankiewicz, Ada Szulc, Gienek Loska i Michał Szpak. 
Każdy z uczestników zaśpiewał po dwie piosenki. Do finału przeszła Ada i Gienek. Małgosia i Michał musieli zaśpiewać jeszcze raz. Małgosia zaśpiewała "Co mi Panie dasz" Bajmu. Moim zdaniem, wykonała tę piosenkę fantastycznie. 
Michał Szpak zaśpiewał "Wspomnienie" Czesława Niemena. 
Mam swoje lata, swoje wspomnienia, wyobrażenia. Ten dzieciak po prostu nie potrafi śpiewać takich piosenek. To był blamaż.
Niestety,  pan Czesław Mozil orzekł inaczej... . Pani Małgorzata nie dostała się do finału. 
Niektórzy faworyzują dziwaków, bez głosu, bez wyglądu... bo jaki wygląd ma "ten" Szpak... .

środa, 25 maja 2011

"Durnababa" jedno słowo

Prawie dwa lata temu zalogowałam się na pewnej stronie. Po dwóch miesiącach mojej aktywności na tejże, zaproponowano mi pewną funkcję. Wiadomym było, że to funkcja "bez profitów", raczej taka społeczna. Idiotka - przyjęłam. Piastowałam, poświęcałam się bez reszty. Również soboty i niedziele. Bo wiedziałam, że właśnie w czasie  weekendów mogę mieć najwięcej do roboty. I tak się działo... . Kontaktu z redakcją strony nie miałam żadnego. Ot, po prostu: ja pisałam, oni... nie odpowiadali. Więc piastowałam dalej. W międzyczasie osoby, które w tym samym czasie zostały niejako powołane na te same stanowiska, przestały funkcjonować, ja - stałam na stanowisku, jak żołnierz. Aż w końcu, po półtora roku, przestało mi się podobać. Bo dlaczego ja... ? Rzucałam wszystko, bo ja... . Bo to mój obowiązek... . Bo powinnam... . No i napisałam, do "prawie-równego" sobie, tyle, że on prawdopodobnie za pieniądze, a ja nie: że moja funkcja już nie jest dla mnie  tak interesująca, bo utrudniony jest kontakt z redakcją, bo nie mam motywacji... . 
Wczoraj udzielałam porady, na tymże forum i zauważyłam, ze... jestem pozbawiona moich dotychczasowych funkcji... .Zupełnie przez przypadek.  Ani słowa wytłumaczenia ze strony "prawie-równego", ani ze strony szanownej redakcji. Ot, po prostu. Murzyn zrobił swoje (przez prawie dwa lata), murzyn może odejść.

niedziela, 15 maja 2011

Po finale

Wczoraj odbył się finał Eurovision Song Contest w Duesseldorfie. Zaprezentowało się 38 przedstawicieli krajów wyłonionych drogą głosowania podczas dwóch półfinałów oraz pięciu przedstawicieli krajów założycielskich, którzy znaleźli się w finale bez eliminacji (z racji tego właśnie, że ich kraje są załozycielami konkursu).
I tak Hiszpanię reprezentowała fantastyczna Lucia Perez - przyznam się, że zachwyciła mnie i ona i jej piosenka - byłam przekonana, że będzie przebojem lata 2011.  Francję reprezentował operowy głos śpiewający po korsykańsku. Włochy, to jednym słowem: jazz, świetny wokal i trąbka. Wielka Brytania - coś a'la Star Trek, moim zdaniem kompletny niewypał, aż w końcu Niemcy - Lena po raz drugi, ale nie tak świetnie jak w zeszłym roku.
Niestety, nie wygrała Dania, moja i mojej rodziny faworytka.
Wygrał duet, Ell i Nikki, stworzony specjalnie na ten występ z Azerbejdżanu, romantyczną piosenką "Running Scared".
No i znowu potwierdza się przysłowie de gustibus non est disputandum.



piątek, 13 maja 2011

Drugi półfinał

Nie jest dla mnie rzeczą zrozumiałą, dlaczego po raz kolejny, nasza rodzima telewizja nie transmituje drugiego półfinału konkursu Piosenki Eurowizji. Dziwnym trafem mamy możliwość oglądania zawsze tej, w której bierze udział nasz reprezentant. A przecież w końcu mamy prawo głosować na innych niż polskich muzyków.
Jutrzejszy finał zapowiada się bardzo ciekawie. Moim zdaniem... . 
W drugim półfinale do finału zakwalifikowała się dziesiątka wykonawców. Bośnia i Hercegowina pokazała Dino w podskokach "Love in Rewind". Austria zaprezentowała romantyczną małą czarną w szpilkach, otoczoną niebieskim dymem. Ukrainę reprezentowała uskrzydlona anielica. Mołdawski zespół wystąpił w wysokich, czarnych czapach, a dookoła wykonawców krążyła panienka na jednokołowym rowerze (nie mam pojęcia jak się taki wehikuł nazywa). Szwecja pokazała solistę w czerwonej marynarce, Słowenia - mroczną dziewczynę z chórkiem w piosence "No One". Rumunia wystawiła zespół Hotel FM z ulizanym wokalistą i białym fortepianem w tle. Estonia pokazała wirującą różową sukienkę na blokowisku w piosence "Rockefeller Street". Dania - band A Friend in London w czarnych koszulach, zaśpiewali przepiękną, melodyjną piosenkę "New Tomorrow". I w końcu Irlandia - czerwono-czarne techno pod tytułem "Lipstick".
Jak wspomniałam wyżej - jutro finał. 
A na razie zapraszam do posłuchania mojej faworytki: Duński zespół A Friend in London w piosence "New Tomorrow".

środa, 11 maja 2011

Piosenek konkurs czas zacząć

Każdego roku obiecuję sobie, że już nigdy więcej. Nie będę oglądała, coraz niższego poziomu, lub w najlepszym wypadku - takiego samego, słabego, Eurovision Song Contest. Ale, kiedy przychodzi co do czego, to jednak ciągle mam nadzieję, że może tym razem będzie lepiej. 
I tym razem nie było. Przede wszystkim dlatego, że znowu reprezentantka naszego kraju "odpadła".
Wczoraj, w Duesseldorfie, odbył sie pierwszy półfinał konkursu. Z numerem pierwszym wystąpiła śliczna Magdalena, nasza reprezentantka. Ale, oprócz urody, trzeba było zaśpiewać... .
Tegoroczny konkurs odbywa się pod hasłem "poczuj bicie serca". I takowych nie zabrakło. Ze wzruszenia, ze zdziwienia, rzadziej z uznania.
Wykonawców było wielu: śpiewała stara baba z kokiem na głowie, "laska" z doczepionym ogonem, również na głowie, był zespół w białych butkach, magiczna blondyneczka w burgundowej sukience, goguś z baletem męskim, potargana kobitka w dymach, była blond modelka z pajacem w cylindrze, był "band" w kamizelkach blue, wyli przebierańcy z transparentami, był romantyczny fortepian we mgle. Tańczyli panowie breakdance po grecku, grali mocny rock z czarnym dymem i cyrkówką w klatce, śpiewała węgierska Celine i gruzińska Evanescence. I było "Da Da Dam" gitarowe, były lata 60-te i była ona i on w obawie o miłość. 
Wytypowałam sobie szóstkę takich, którzy "wpadli mi w ucho": to Turcja, Szwajcaria, Gruzja, Azerbejdżan i Grecja.
W rezultacie głosami widzów i telewidzów, wybrano dziesiątkę z prezentującej się dziewiętnastki. I tak w finale znajdą się reprezentanci takich krajów jak: Serbia, Litwa, Grecja, Azerbejdżan, Gruzja, Szwajcaria, Węgry, Finlandia, Rosja, Islandia. No i oczywiście pięć państw-założycieli przechodzą niejako "z automatu", że przypomnę: Hiszpania, Francja, Włochy, Wielka Brytania oraz Niemcy.
A Polaków ani widu, ani, co gorsza, słychu.
Posłuchajcie tych, którzy mi się podobali, ale się do finału nie dostali.


piątek, 6 maja 2011

Książka przeczytana (cz.VI)

Znów wracam do Tadeusza Dołęgi Mostowicza. Tym razem przeczytałam "Złotą Maskę" i kontynuację pierwszej jej części "Wysokie Progi". Oczywiście akcja ma miejsce w mojej ukochanej Warszawie. Okres międzywojenny. Oczywiście rzecz o wyemancypowanej kobiecie. 
Jest tęsknota za "innym" życiem, jest ucieczka z domu. Magda, córka rzeźnika, mającego jatkę na Powiślu marzy o lepszym życiu. Jest teatr, są "girlsy", pierwsza miłość. Ale jest też i "książę z bajki", mezalians i... jego skutki. 
I właściwie, czytając tę powieść, czuję się jak dobry scenarzysta. Wszystko z góry przewiduję, wiem, co będzie dalej. Nuda? Nie. Język, jakim książki są napisane, sposób narracji, daleko odbiega od literatury współczesnej. Choć, niestety, fabuła iście z "harlequina".