piątek, 27 stycznia 2012

Pochwalę się jak skończę

Nad moją głową od kilku dni, jak jakieś pociski przelatują słowa. Słowa wypowiadane, czy raczej potoki słów, wyrzucane przez moje domowe starsze towarzystwo męskie. Obaj bardzo męscy, obaj bardzo stanowczy, obaj przekonani o swoich racjach. Obaj mający swoje racje... . I przekonują się... . Temat? Wiadomo: ACTA.
Ale, ja dzisiaj nie o tym... .
A ja biedna, nieznająca się na polityce, bo "ja tu tylko sprzątam", szydełkuję. "Na tapecie" mam komin - szalik, który dziergam na zamówienie. Miałam już nawet z pół metra rękodzieła, ale dzisiaj... sprułam. I zaczęłam de novo. Komin ma być w nierównomierne pasy w odcieniach niebieskawych. Włóczkę starannie dobrałam zarówno pod względem faktury jak i kolorystyki. Zaczęłam robić pasy "w poprzek", jednak stwierdziłam, że nie, nie jest ładnie... . 
Gdzieś w internecie zauważyłam komin robiony pasami "wzdłuż". I tak też tu postanowiłam.
Teraz tylko nasuwa się pytanie: co jest "wzdłuż", a co jest "w poprzek"... .
Oj tam, pochwalę się, jak dzieła dokonam.

środa, 25 stycznia 2012

Chwalę raz jeszcze...

I znów się pochwalę, co dostałam... . Patrz i podziwiaj.
Kolczyki a'la black magic woman  - rękodzieło.
Kto mógł takie cudo zrobić? Wiadomo: Kamila.
I znowu powtórzę, Kamilo, jesteś wielka! Dziękuję Ci bardzo. :-)


Wybaczcie jakość zdjęć... Kamilo, wybacz... :-)













poniedziałek, 23 stycznia 2012

ACTA. No comment.


Jeśli jesteś przeciwko ACTA - podpisz protest. 


sobota, 21 stycznia 2012

In memoriam

To były wakacje. Byłam podlotkiem. Tamte wakacje spędzałam z moją ukochaną mamą nad naszym morzem. W bardzo pięknym miejscu. W tym pięknym miejscu była maleńka kawiarenka. Lubiłyśmy bardzo tam chodzić na popołudniową kawę. Maleńkie stoliki z mini miękkimi taboretami. Półmrok... . Pary siedzące w kącikach, przytulone... . W  tle - muzyka. Nie wiem dlaczego utkwiła mi ta jedna piosenka... Odpływają kawiarenki... .
Nie wiem, czy jest jeszcze ta kawiarenka.  A jeśli jest, to na pewno w tle słychać inną muzykę. 
Nie ma już Pani Ireny Jarockiej, wykonawczyni tamtej piosenki... .



piątek, 20 stycznia 2012

By the way...

Właśnie przeczytałam w new'sach, że pewien biskup pomocniczy archidiecezji Los Angeles, został odwołany ze stanowiska. No cóż, zdarza się... . Ów biskup był wspaniałym człowiekiem, nierzadko rozdawał chleb biednym, pomagał chorym. Z wieloma wiernymi był zaprzyjaźniony, wielu z nich zwracało się do niego po imieniu. Więc dlaczego został odwołany? Okazało się, że w innym stanie USA biskup ma partnerkę i dwójkę dzieci. 
I nie ważnym jest, że był wspaniałym, mądrym, dobrym, uczynnym, przyjacielskim człowiekiem. Ważne, że... złamał prawo kanoniczne... .
W Piśmie Świętym nie ma żadnych tekstów nakazujących zachowanie celibatu. Są tylko w "Starym Testamencie" słowa o bezżennosci. Bezżennym byli Eliasz, Jan Chrzciciel, Jan Ewangelista, Św. Paweł. Są tacy bezżenni, którzy ze względu na królestwo niebieskie sami zostali bezżenni (Mt 19.12).
Celibat został wprowadzony na Soborze Trydenckim w 1563 r. Sobór Watykański II zaś, potwierdził istotę celibatu słowami: aby łatwiej niepodzielnym sercem poswięcali się Bogu (Lumen gentium, 42).
Wracając do naszego biednego biskupa... . Mimo jego prawości i dobroci, został na zawsze przekreślony. Nie będę pisać, co by było gdyby, celibat nie został wprowadzony, bo to bez sensu. Wiadomo też dlaczego tak naprawdę został wprowadzony... .
I jeszcze nasuwa mi się taka myśl: ostatnio dużo czyta się o molestowaniu chłopców przez księży... . To nie jest prawo natury i chęć kochania drugiego człowieka, bycia z nim blisko. To jest zwyrodnienie. To jest zboczenie. A takich księży przenosi się do innych parafii, a sprawę zamiata pod dywan.... .

czwartek, 19 stycznia 2012

Książka przeczytana (cz. VIII)

Bodajże półtora miesiąca temu wspominałam o nabyciu drogą kupna kilku książek Zafon'a. Wśród nich znalazła się "Marina". Dzisiaj w nocy właśnie skończyłam ją czytać... .
Nie jest to książka "do poduszki". I sama się sobie dziwię, że w ogóle dotarłam do końca... . Bo scen z horrorów z cmentarzem w roli głównej oraz biegających potworów jest co niemiara. A przecież ja takich książek w ogóle nie czytam... nie lubię... nie trawię... boję się.... .
Po przeczytaniu "Mariny" mogę stwierdzić jedno: Zafon jest mistrzem opisu sceny grozy. W każdym razie dla mnie. Może to dlatego, że takowych scen w opisie innych autorów nie czytałam... . Nigdy nie miałam problemów z wyobraźnią, ale tu autor kreśli niesłychanie wyraźny obraz nadchodzącego niebezpieczeństwa z posmakiem grozy i niechybnej śmierci.
A rzecz ma się oczywiście w Barcelonie. Tej części bardziej ponurej, spowitej nierzadko mgłą,  ciemnej i tajemniczej. Tym razem akcja osadzona jest w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Młody chłopiec jest wychowankiem szkoły jezuickiej. Mieszka w szkolnym internacie pod niezbyt czujnym okiem ojców. Jest zagadka, jest oczywiście straszny dom, który, jak się okazuje przynosi Oskarowi przyjaźń, miłość, poznanie co to strach i niejednokrotnie cierpienie. Zarówno fizyczne jak i psychiczne. 
Książka napisana językiem "zafonowskim", bo dla mnie, po przeczytaniu kilku jego książek mogę stwierdzić, że takowy sobie wyrobił. To język jasny, czysty i przejrzysty. Świetnie się czyta. I jeśli tylko ktoś nie boi się zombi, to polecam tę książkę.

sobota, 14 stycznia 2012

O pechu w piątek trzynastego

W czasach szkolnych trzynasty dzień miesiąca nie był dla mnie pechowym. Może to dlatego, że wszyscy uczniowie zgodnym chórem błagali nauczycieli, aby tego dnia nie było klasówek, kartkówek, sprawdzianów ani niespodzianek w stylu: "Zobaczymy, co zapamiętaliście z ostatniej lekcji... . A może są ochotnicy do odpowiedzi? Nie ma, to w takim razie poproszę...".
Jakoś udawało nam się łagodną perswazją odwieźć naszych kochanych pedagogów od niechybnej naszej zguby... . 
Ale w życiu osobistym różnie to bywało... . Mój ukochany tata twierdził, że nie załatwia się ważnych spraw urzędowych w piątki. A już na pewno nie w piątki i w dodatku trzynastego. I przyznam się, że z rad taty korzystam do dzisiaj. Nie odważyłam się... .
Wczoraj chciałam przejrzeć pewne zarchiwizowane dokumenty na moim pendrivie. Wsadziłam go do laptopa.... . Czekam... . Nie czyta... . Nie ma go... . Komputer go nie widzi... . Pewnie .... wejście w komputerze oddało ducha... . Wsadziłam do innego komputera... . To samo. Czyli - to pendrive odmówił posłuszeństwa... . A tam miałam wszystkie "moje skarby". Na szczęście, mam taką podstawową kopię, nieco okrojoną na innej karcie pamięci. Ale, całe mnóstwo nowych "zapisków" poszło w kosmos... . Szkoda... . Teraz piszę o tym po przespanej nocy, ale wczoraj... myślałam, że wszystkich naokoło pogryzę.
No i niech mi ktoś powie, że piątek trzynastego nie jest pechowy.



wtorek, 10 stycznia 2012

Postanowień noworocznych czas

Kiedy wybija północ i nadchodzi Nowy Rok, wszystko, co było choćby i godzinę temu przestaje być ważne, jakby traci swoją moc. Wchodzimy w kolejny rok nadziei, który być może okaże się tym w końcu szczęśliwym, tym, w którym spełnią się nasze marzenia. 
Ale, żeby zachować równowagę i nie tylko brać i czerpać z Nowego Roku, przedstawiamy sobie, swoim bliskim i nierzadko całkiem obcym osobom listę tego, co damy w nadchodzącym roku. To nasze dawanie to właśnie postanowienia. Postanowienia noworoczne... .
Takie postanowienia niejednokrotnie są wielkim dla nas wyzwaniem. Bo nagłe porzucenie nałogów, czy powstrzymanie się od pewnych czynności, które uwielbiamy wykonywać, czyż nie jest wyrzeczeniem? 
Co roku, od niepamiętnych czasów, kiedyś jeszcze z moją ukochaną mamą, obiecywałyśmy sobie, że... zrzucimy x kilogramów... .
Pisałam bodajże w ubiegłym roku, również przy okazji postanowień noworocznych, że chyba 
zaniecham tych poczynań. Nie lubię nie dotrzymywać obietnic, czy przyrzeczeń... . Pod koniec roku źle się czuję, bo czegoś nie wypełniłam, jakoś tak mi źle z tym niespełnieniem postanowień. 
I co? W zeszłym roku nie obiecałam i... zrzuciłam. I to nawet z nadwyżką. 
Dlatego wcale nie jestem przekonana do słuszności składania takich deklaracji. Jeśli już koniecznie musimy sobie coś postanowić, to może coś, o czego awykonalności jesteśmy przekonani. Ja na przykład mogę złożyć postanowienie, że na pewno w tym roku nie pojadę na Seszele... .


  

piątek, 6 stycznia 2012

Pieść stopy zimą

Wprawdzie zima nas jeszcze nie dopadła, ale co nie jest... być w każdej chwili może... tym bardziej, że czas najwyższy po temu. Niemniej jednak od kilku tygodni chodzimy w ciepłych butach, wkładamy ciepłe rajstopy, skarpety... . A nasze stopy - cierpią... . Noszą nas i nic nie mówią, a cierpią... . Nie dopuśćmy do tego, aby się odezwały, bo wtedy może to nas zaboleć... . 
Zimą, ze względu właśnie na długotrwałe noszenie ciepłego, zakrytego obuwia, jak również ze względu na ciągłe zmiany temperatury, stopy narażone są na przegrzanie, przepocenie, przemoczenie, zmarznięcie lub przemrożenie. W tym właśnie czasie skóra na stopach staje się bardziej sucha, podatna na rogowacenie. Jak temu zapobiec?
Przede wszystkim obuwie zimowe powinno być o numer większe od letniego. A to dlatego, aby gruba rajstopa czy skarpeta nie krępowała ruchów, a palce mogły swobodnie się poruszać w butach. To ważne szczególnie w dni bardzo zimne.
Kiedy zmęczone nogi zaprowadzą nas w końcu do domu, po długich godzinach przebywania w zimowych butkach, zafundujmy im kąpiel. 
Stopy przemarznięte moczymy najpierw w chłodnej wodzie z dodatkiem soli kuchennej lub z dodatkiem cynamonu, stopniowo dolewając coraz cieplejszą wodę.
Przy odparzeniach z kolei warto stopy wymoczyć w naparze z rumianku, szałwii i melisy.
Po kąpieli należy stopy dokładnie osuszyć. Szczególnie przestrzenie między palcami - te muszą być dokładnie wysuszone. Zostawione wilgotne mają świetne miejsce do powstawania grzybic.
Kiedy stópki już są suche - nakładamy krem lub balsam do stóp. W przypadku stóp przemrożonych - nakładamy krem z witaminą A.
Nakładamy koniecznie skarpety. Grube, wełniane.
I oczywiście nie zapominamy o korzystaniu na co dzień z odświeżających dezodorantów. Że o pedikiurze nie wspomnę. 
A kiedy przyjdzie czas sandałków - nie będziemy miały niemiłych niespodzianek... .

czwartek, 5 stycznia 2012

Chwalę i reklamuję...

Właśnie dostałam zrobione na zamówienie kolczyki i bransoletkę. 
Te cudowności wykonała własnymi rączkami Kamila.
Zdjęcia wykonałam - ja i niestety, nie oddają piękna tej biżuterii. Ale wierzcie mi na słowo: Kamila jest na prawdę wielka! Kamilo, dziękuję :-)




poniedziałek, 2 stycznia 2012

Sylwester, koncert i Tower

Sylwestra tegorocznego, spędzanego jak od lat, w domu, zaczęliśmy od przepięknego koncertu z Filharmonii Narodowej Semperoper w Dreźnie. I tak w takt muzyki "niezbyt poważnej", bo operetkowej, wraz z muzą podkasaną, rozpoczęliśmy wieczór. 
Później szukałam "dobrej muzyki", cokolwiek to znaczy. 
O 22.00 jak zwykle przełączyłam się na TVN. Zapowiadany już wcześniej program "satyryczny" - "Szkło niekontaktowe". Jak to w takich programach bywa, dużo prześmiewczej satyry z głównych polityków i osób dobrze znanych i liczących się na arenie politycznej i nie tylko. Ale wyśmiewanie się z Głowy Państwa? I to w taki... niesmaczny i po prostu prymitywny sposób? Poczułam się urażona. Obrażono Majestat Rzeczpospolitej. Postać przedstawiona, niepozostawiająca żadnych złudzeń, że jest to nasz Prezydent, po "wygłupach" ze śmiechu spada z krzesła... . To... upadek moralności twórców tej "szopki". 
Nie jesteśmy Monarchią.... . Ale, gdyby to miało miejsce w Wielkiej Brytanii, niechybnie "panów", którzy przyczynili się do stworzenia tego programu, czekałoby Tower.