wtorek, 25 czerwca 2013

Depilacja na słodko

Pewna moja forumowa Przyjaciółka, przy temacie pielęgnacji urody, poruszyła temat depilacji masą czy też inaczej mówiąc pastą cukrową. 
Jako że jestem uczulona na wszelkiego rodzaju chemiczne "badziewia", które nakłada się na miejsca mniej lub bardziej owłosione, postanowiłam bliżej przyjrzeć się temu rodzajowi usuwania włosków. 

Że lato w pełni, że eksponujemy nasze ciałka, że częściej depilujemy miejsca, które czy też zwyczajowo czy tylko z higienicznego powodu powinny być bez owłosienia - nie będę będę przypominać. :-)

Każdy (nie piszę każda - bo w końcu nastały czasy, kiedorównież panowie depilują sobie to i owo) z biegiem czasu wypracowuje sobie swoje najlepsze sposoby na depilację. Tu mam na myśli depilację pach, bikini i nóg. Sposobów jest bardzo wiele: począwszy od golenia, poprzez kremy i pianki usuwające włoski, po różnego rodzaju plastry, woski i inne mniej lub bardziej przyjemne "narzędzia".

Jak się okazuje, na całym świecie znana jest... pasta cukrowa. I te kobiety, które ją stosują - są jej wierne. Nie stosują żadnych innych środków. 
Pasta cukrowa sporządzona jest tylko z naturalnych składników, dzięki czemu nie podrażnia skóry,  a co najważniejsze, można z łatwością przygotować ją samej w domu:

szklankę wody wymieszać należy z połową szklanki cukru i sokiem z połowy cytryny. Można dodać nieco miodu, dla lepszego efektu nawilżania miejsc depilowanych. Całość należy podgrzać mieszając, aż do uzyskania karmelu. Zostawić, aby masa wystygła. 
Uformować kulkę, rozpłaszczyć i przykleić do skóry "pod włos", po czym energicznie oderwać w kierunku przeciwnym. 

 

niedziela, 23 czerwca 2013

Wytrzymałam trzy miesiące...

Wytrzymałam trzy miesiące, aby nie dodawać tu wpisów... . A kilka razy tak mnie korciło... . 
Nowy, kulturalny blog, ma swoje zadanie (podzielenia się z Wami moimi odczuciami w sferze kultury), ale... gdzie mam napisać, kiedy... 
No właśnie... 
We czwartek, trzy dni temu mój Kudłatek, stary Kudłatek (13 i 1/2) zaczął się dziwnie zachowywać. Oczy zaczęły mu uciekać, nie mógł utrzymać równowagi... . Słowem: coś się złego działo z psem. 
Początkowo sądziłyśmy (ja i pani doktor), że to udar. Fakt, siedział trochę na słońcu, ale... przecież on zawsze uwielbiał wylegiwać się na tarasie. 
W końcu doszłyśmy do wniosku: udar mózgu albo wylew.
Następnego dnia zauważyłam bardzo nikłą poprawę. I tak stopniowo, małymi kroczkami "idziemy do przodu"... . 
Kiedy w piątek po południu zamerdał ogonem (na mój widok), popłakałam się ze szczęścia. Tego nie zrozumie nikt, kto nie kocha zwierzaków... . 
Ci, którym los ich jest obojętny, powie o mnie: wariatka. No, niech będzie... .
Wczoraj Kudłaty zjadł odrobinę gotowanego kurczaka z marchewką. To jego ulubione menu... .
Dużo odpoczywa, sporo śpi. I tak ma być... . Zawsze wierzyłam w uzdrawiającą moc snu... . 
I chociaż nie wiem, czy jeszcze kiedyś będzie się tak śmiesznie tarzać na dywanie, czy zrobi swojego komicznego "słupka", czy w ogóle... zaszczeka... ale... jest. 
Jestem przekonana, że gdyby był rasowym psiakiem, nie przeżyłby.... .
Idę wyrpowadzić go na króciutki spacerek... .