niedziela, 26 września 2010

Rzecz o mleku

Codziennie rano, przede wszystkim czesała się przed lustrem, zakładała szlafrok i pewnym krokiem szła do drzwi wejściowych. Mama wiedziała, że za drzwiami, koło wycieraczki (przez warszawiaków nazywanej również słomianką), stoi litrowa, szklana butelka mleka, ze  złotym lub srebrnym kapselkiem (w zależności od tego, czy chude czy tłuste było mleko). Dzień w moim rodzinnym domu rozpoczynał się mlekiem i również takim kończył. Wieczorem, każdego dnia, tata przynosił mi do łóżka kubek gorącego mleka do wypicia, z nieustannym sloganem:
- Szklanka mleka dla ucznia.
Mleko uwielbiałam i uwielbiam do dzisiaj. Moim synom, "starym koniom", kiedy mają swoje problemy i nie mogą zasnąć, zalecam szklankę gorącego mleka przed snem. Pomaga jak najlepszy balsam.
A jednak dietetycy biją na alarm: mleko przeznaczone jest tylko dla małych dzieci. Jest niezdrowe, to wręcz trucizna... .
Jeden litr mleka zawiera 12 g wapnia. To dzienna porcja dla dorosłego człowieka. Ten wapń jest przyswajany w powiązaniu z kazeiną i laktozą.  Mleka zawiera też wysokowartościowe białka i tłuszcze. Białko zawarte w mleku jest lepiej przyswajane niż białko roślinne. Ponadto mleko zawiera witaminę A, B2, D, E i K oraz całą listę związków mineralnych.
Ale - jeszcze słowo o wspomnianej przeze mnie wyżej laktozie:
Dietetycy odradzają picie mleka twierdząc, że osoby dorosłe wykazują nietolerancję laktozy. Takie osoby powinny pić nie mleko, a jego przetwory (czyli kefir, jogurt).
Badania wykazują, że 30 procent Polaków nie toleruje laktozy. A reszta?
To nietrawienie tego cukru, spowodowane jest albo indywidualną dietą w dzieciństwie, albo ukształtowanymi przez wieki nawykami żywieniowymi (jak na przykład Chińczycy). 
Żaden żyjący ssak podobno, oprócz człowieka, nie pije mleka jako dorosły osobnik... .Mój pies pije mleko codziennie, dwa razy dziennie, ma jedenaście lat, jest zdrowy, ma piękną sierść, a w oczach ma radość życia... .
Pić czy nie pić - parafrazując Shakespeare'a - oto jest pytanie.

czwartek, 23 września 2010

Już jesień...


Jesień
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria

Gąszcz złotoblady
jak zeschły wieniec dębowy,
jak stos listów pełnych miłości i zdrady,
o których już nie ma mowy. -
Obręcze gałęzi płowych
wiążą się w koszyk złoty -
Tam sarny wstają z klęczek, tu szeleszczą sowy
i wiewiórki wyskakują jak z groty.
Orzechy potrójne zwisają jak z półek,
słońce jak driada przemyka się schylone,
a fauny wabią w tę i w tę stronę,
naśladując głosy kukułek.
Na niespodzianej i okrągłej łące
stanęła sama jesion w amazonce czarnej,
w woalce bladej -
i wsparta na klaczy swej złotogniadej,
oczami zranionej sarny
patrzy na liście lecące - - -
Zdejmuje złoty trykom, patrzy na zegarek
wstrząsa obcięte włosy, malowane henną,
i zaciska powieki fiołkowe i stare
i płacze rosą jesienną. 

 

środa, 15 września 2010

Nowe doświadczenie

Chyba ze dwa, czy trzy lata temu, na szyi, pokazała się maleńka brodawka. Ot, taka zwykła, jakich każdy ma "od metra". Tworzą się podczas obcierania skóry o... skórę. Kiedyś miałam taką w zgięciu łokcia, zniknęła, teraz pojawiła się na szyi.
Chyba podczas snu musiałam zadrapać się paznokciem. Dość, że zaczęło boleć przy każdym poruszeniu. I zaczęło czerwienić się. Moi faceci kategorycznie zażądali, abym poszła do dermatologa.
Poszłam. Najpierw moja pani dermatolog mnie nie poznała. Zwyczajnie. Diametralnie zmieniłam fryzurę i kolor włosów, od czasu, kiedy widziałyśmy się po raz ostatni. A, że zmieniłam wygląd na bardziej korzystny, od momentu, kiedy sobie mnie pani doktor przypomniała, jakby przestała być miłą. Normalne. Tylko nasze prawdziwe przyjaciółki przecież cieszą się, gdy zmieniamy swój image na młodszy... .
Gdy wyłuszczyłam, w czym rzecz, podeszła, obejrzała i stwierdziła: "A, to zaraz to obetniemy".
Wszystkie pchły na mnie wyzdychały... . Jak to: "obetniemy"? Czy ta młoda, piękna i doświadczona pani doktor, do której mam zaufanie, weźmie ot tak, jakiś majcher i: ciach?
Przez chwilę chciałam uciec. Ale - dokąd?
Pani doktor wyszła z gabinetu zostawiając drzwi szeroko otwarte. Usłyszałam: elektrokoagulacja.
To nie dość, że majcher, to jeszcze pod prądem? O, nie. Na to nie pozwolę... .
- Zapraszam panią - usłyszałam.
Uciekać nie wypadało... .
Więcej było przygotowań do tego mini-zabiegu niż całego działania. W końcu, jak kot Dżinks, mogłam stwierdzić: "czuję zapach palonej sierści"...
Tu mogę stwierdzić z pełną odpowiedzialnością: człowiek uczy się całe życie. Wiem, że elektrokoagulacja może nie jest największą pieszczotą, jaką można sobie wyobrazić, ale na pewno można ją przeżyć. No, a teraz, z plastrem na szyi wyglądam, jakbym miała spotkanie z wampirem. Ale, to szczegół.

poniedziałek, 13 września 2010

Niekompetencja

Niekompetencja pewnego operatora, który zaopatruje mnie w internet i nie tylko, osiągnęła szczyt. A my, domownicy, którzy z usług tego operatora korzystamy (lub próbujemy korzystać), straciliśmy cierpliwość... . Od blisko miesiąca mam "pływający" internet, za który płacę tyle samo, gdybym miała "nie pływający". Czyli stały. Problem jest w tym, że operator nie ma swoich, stałych monterów tudzież innych "fachmanów", ale to fachowcy z różnych firm. Mniejszych i większych, lepszych i gorszych. I tak co tydzień przychodzi inny pan, z innej firmy, twierdząc, że tamci, co byli to idioci. I na tym stwierdzeniu się kończy. Mądry pan chodzi po domu, kręci głową i mówi, że on nic tu nie zrobi, bo potrzebny jest jeszcze jeden. Ale, we dwóch, to oni ho, ho, ho! I wypisuje jakąś makulaturę, zabiera się i... za tydzień przychodzi inny pan.
Dzisiaj moja lepsza połowa, po raz kolejny zatelefonował do operatora. I powiedział, bardzo zresztą grzecznie, co o tym myśli. Obiecali się odezwać. Jednak zamiast prób naprawienia błędu, zatelefonowała jakaś pani z propozycją przeprowadzenia "wywiadu" czy też raczej ankiety. Nie trudno się domyśleć, że na wszystkie zadawane pytania, moja lepsza połowa odpowiedział: "nie".
A operator jak milczał, tak milczy... .
Nie mniej jednak baaardzo się cieszę, że mogłam się z Wami podzielić moją myślą. Cóż, widać, człowiek nie tylko do dobrego szybko się przyzwyczaja.


czwartek, 9 września 2010

Wspominam...

Zawsze telefonowała do mnie koło południa. Albo zaraz po. Nigdy wcześniej. Włączyłam mój telefon komórkowy. Dostałam wiadomość, że telefonowała tuż po dziesiątej rano. Wiedziałam, że się stało... .
Ojciec mojej Przyjaciółki był moim "drugim Tatą". Był wspaniałym, prawym człowiekiem. I mimo, że przecież i Jego trzy kobiety: żona, córka i wnuczka i ja, taka "przyszywana córka" wiedziałyśmy, że to niechybnie nastąpi, nastąpiło... za wcześnie.
I tak, kiedy odchodzi nagle - nie nagle bliska osoba, to to odejście nigdy nie jest w porę. Bo przecież chcieliśmy, żeby ta osoba  była, żeby jeszcze z nami pojechała do... , żeby jeszcze raz poszła w jakieś szczególne, zapamiętane miejsce, żeby jeszcze raz powiedziała..., żeby nakrzyczała, bo... , żeby spojrzała, żeby zrobiła jeszcze jeden, ostatni raz ten gest... .
I już wiadomo, że nie pojedzie, nie pójdzie, nie spojrzy, nie powie... .

 

sobota, 4 września 2010

Prezent

Czekałam kiedyś na przesyłkę. To był prezent od mojej lepszej połowy. Razem wybraliśmy, skonsultowaliśmy "za" i "przeciw". Ale, problem był z tym, że owo "coś" dużo ważyło. A transport miał być - przez całą Polskę. No więc kurier. Obdzwoniłam, ceny - jak na kuriera przystało - wysokie. 
Otóż zastanowiła mnie oferta jednego, z rodzimych naszych kurierów: do pięćdziesięciu kilogramów - przyjmują paczki do transportu, bez problemu. Powyżej pięćdziesięciu - nie ma takiej możliwości... . Dopiero... od stu kilogramów - towar przewożony jest na palecie.
Polska to jest bardzo dziwny kraj... . I mimo, że już żyję na tym świecie ponad pół wieku, jestem wciąż zaskakiwana różnymi absurdami. Polska, to jest naprawdę bardzo dziwny kraj... .