wtorek, 11 września 2012

Wiemy, co robić... (wzięte z życia cz.II)

Lato tego roku było kapryśne. Parząc drugą, poranną kawę, wyjrzałem, chyba bardziej z przyzwyczajenia niż ciekawości, przez okno. Oczom moim ukazał się widok, którego nie spodziewałem się. Koło słupa, na którym nierzadko "poprawiali prędkość" mojego komputera fachowcy, kręciło się dwóch mężczyzn. I pewnie nie zwróciłbym na nich uwagi gdyby nie fakt, że jeden z nich rozglądał się, powiedziałbym, niespokojnie... . 
Przerwałem bezmyślne mieszanie kawy i zatelefonowałem tam, gdzie uważałem za stosowne, albo inaczej: tam, gdzie każdy uczciwy obywatel zadzwonić powinien. 
Kiedy po kilku chwilach ktoś odebrał telefon, powiedziałem:
- Dzień dobry, dzwonię z ulicy Bajki Nienapisanej numer 38. Koło słupa, na przeciwko mojego domu kręci się dwóch mężczyzn. Najprawdopodobniej kradną kabel. Przyjeżdżajcie prędko. Wsiadajcie w samochód, i przyjeżdżajcie. Szybko!
- Chwileczkę, zapiszę sobie numer domu... . 38 powiada pan? - damski głos w słuchawce brzmiał całkiem spokojnie.
- No tak, 38. Szybko. Bo zwiną ten kabel i uciekną! - wrzasnąłem do słuchawki.
- Niech pan nie krzyczy. Głucha nie jestem. Odbiór jest dobry. Wręcz doskonały - ze śmiechem odpowiedziała pani. 
To miał być żart? - przebiegło mi po głowie...
- Pośpieszcie się, bo niedługo nie będziecie mieli po co przyjeżdżać - krzyknąłem. Byłem wyprowadzony z równowagi do granic możliwości. Już mi chyba dzisiaj ta kawa nie potrzebna... .
- Po pierwsze, to niech pan nie krzyczy, a po drugie, to niech pan nas nie poucza. My wiemy, co mamy robić - ostrym tonem odpowiedziała pani w słuchawce.
Usłyszałem trzask. Koniec rozmowy. Rozłączyła się. I co ja mam teraz zrobić? Czekać. Tylko cierpliwie czekać... .
Czekałem... . Przez tydzień. Na ponowne podłączenie internetu... .

wtorek, 4 września 2012

Sami niszczymy ten kraj (wzięte z życia cz.I)

Dzień zapowiadał się doskonale. Mimo wczesnej godziny, słońce całkiem mocno przygrzewało, jak na tę, w końcu jesienną, porę.  Pan Z. siedział akurat przy śniadaniu, kiedy usłyszał charakterystyczny warkot. 
- Ach, przecież dzisiaj środa. Dzień śmieciowy... . - pomyślał - Czy ja wszystkie śmieci  wystawiłem? Nie... . Przecież worek z plastikiem i ten na szkło... .
Szybko podniósł się z krzesła, truchtem pobiegł do piwnicy. Wyciągnął żółty i zielony worek. Kiedy wyszedł przed dom, śmieciarka akurat podjeżdżała.
- Dzień dobry panom - lekko skłonił się pan Z.
- Może i dobry... - odparł jeden z mężczyzn. 
- Dobrze, że zdążyłem z tymi workami. Znowu by się przeleżały u mnie do następnej środy - zagadnął pan Z.
Po opróżnieniu pojemnika na śmieci, mężczyzna wziął od pana Z. jeden z worków.
- Panie, na całej ulicy jesteś pan jeden, który kupuje te worki, szkoda forsy - powiedział.
- Jak to szkoda forsy? Przecież to jest segregacja odpadów - zdziwił się pan Z.
Mężczyzna otworzył worek, wysypał jego zawartość do śmieciarki i oddając go panu Z. powiedział:
- Panie, te worki są wywożone na ogólne i ogólnodostępne śmieciowisko. Tam ludzie, którzy po śmieciowisku chodzą, te worki opróżniają, a sami - tu mężczyzna zrobił charakterystyczny ruch, jakby coś wkładał do kieszeni - rozumiesz pan?
Mężczyzna wziął z rąk zaskoczonego pana Z. kolejny worek, otworzył, wysypał zawartość... .
- Do widzenia panu - rzucił pogodnie mężczyzna - jedziemy! - krzyknął. Wskoczył na platformę, śmieciarka parsknęła, jakby kpiąco (czyżby z pana Z.?) i odjechała... .

poniedziałek, 3 września 2012

Panie Waldemarze, za wcześnie pan odchodzi...

Był piosenkarzem i kompozytorem. Młodsze pokolenie zapewne go nie pamięta... . Ja pamiętam Go jako przystojnego mężczyznę z burzą blond włosów. 
Waldemar Kocoń urodził się 63 lata temu w Warszawie. 
Debiutował w Klubie Studenckim Uniwersytetu Warszawskiego "Hybrydy" w 1968 roku. 
W 1969 roku zdobył pierwsze miejsce w programie "Proszę dzwonić".
Kilka lat spędził w USA. Tam, w Chicago prowadził swój program "One Man Show". 
W 1998 roku wrócił do Warszawy.
Nagrał 16 płyt. Jego najbardziej znane piosenki to "Uśmiechnij się mamo", "Moje chryzantemy".
Odszedł wczoraj... .