niedziela, 26 czerwca 2011

Małe, słone...

Jeszcze miesiąc temu, trochę się bałam... . Chociaż, rozsądek mówił, że jeśli przestrzega się zasady higieny, to można bez obaw... .
Z przetworów "do słoika" moja kochana mama robiła każdego roku borówki, w niektórych rejonach naszego kraju nazywane brusznicami (o tę nazwę od wieków prowadzę "wojnę" z moją lepszą połową) z jabłkami lub gruszkami i czasami, kiedy ją bardzo długo prosiłam, dynię. Bardzo, bardzo rzadko marynowała ogórki.
A o nich dzisiaj będzie rzecz... .
Uwielbiam ogórki pod każdą postacią. I te długie, z których najczęściej przygotowuję mizerię, ale przede wszystkim te krótkie, zieloniutkie, jędrne, chropowate, te gruntowe. Pod każdą postacią: świeże, marynowane, małosolne lub tzw. konserwowe.
Kiedy w tym roku przyszedł czas na pierwsze gruntowe ogórki, okropna "zaraza" odstraszyła mnie od kupna. "Zaraza" jak to "zaraza", pobyła, postraszyła dzięki mediom, jak zwykle i... poszła w niepamięć. Lekki strach, a raczej obawa, pozostała... .
Ale dwa dni temu, nie wytrzymałam. Kupiłam i "nastawiłam" na małosolne.
I nie ma możliwości, żeby wyszły "kapciowate" lub choćby miękkie. Moje są zawsze twarde, jędrne - słowem: niebo w gębie... .
Dwa kilo małych, zielonych, świeżych ogórków umyłam bardzo dokładnie pod bieżącą wodą. Moje ogórki małosolne robię bardzo prosto, bez specjalnych dodatków: 
Na jeden kilogram ogórków potrzebuję jedną sporą wiązkę "starego" kopru (lub, jeśli jeszcze go nie ma - dwie wiązki młodego) oraz co najmniej 1 główkę czosnku polskiego, tego fioletowego.
W szklanym słoju (lub glinianym garnku, albo po prostu, w garnku ze stali nierdzewnej) układam na dnie trochę kopru  i kawałek korzenia chrzanu. Na to układam rzeczone ogórki. Pomiędzy ogórki wkładam obrane ząbki czosnku. I następną warstwę kopru... . Ważne, aby na górze, ogórki były przykryte koprem. 
Zalewam letnią, przegotowaną wodą z solą w proporcji: 1 łyżka stołowa soli na 1 litr wody. 
Na wierzchy kładę talerzyk, lub małą przykrywkę, obciążam "czymś" i odstawiam... .
Ciężko... . Zapach ogórków roznosi się najpierw po całej kuchni, potem dalej... .
Wytrzymujemy do dnia następnego. Ale już wczesnym popołudniem słyszę nieśmiałe pytanie jednego z domowników:
- Jak myślisz, te ogórki to już?...
- Nie wiem, chyba trzeba spróbować... .
No i... po ogórkach. :-)

1 komentarz:

Komentuj... nie obrażaj... :-)