niedziela, 24 kwietnia 2011

Święta, Święta...

Już po północy... . W niektórych miejscach Polski już po mszy rezurekcyjnej, w innych częściach - msza będzie rano i szóstej... . I znowu przychodzą wspomnienia... .
W Wielką Sobotę, wczesnym popołudniem, jechałam z Tatą i z Mamą do "naszego" kościoła  poświęcić święconkę. Mały koszyczek z jajkami, piętką chleba, kawałkiem kiełbasy, solą i pieprzem, wszystko przystrojone gałązkami bukszpanu. Zawsze jakiś mały kurczaczek się zawieruszył... . 
Ja, wielki łakomczuch, wygłodzony po Wielkim Piątki i Wielkiej Sobocie, ledwo wsiedliśmy do samochodu, zaczynałam jęczeć: Taka jestem głodna, nie wytrzymam chodzenia po innych kościołach, osłabnę... . Mama litowała się nade mną i pozwalała mi zjeść piętkę chleba i kawałek poświęconej kiełbasy. Ten smak czuję do dzisiaj... . 
Jechaliśmy do "innych" kościołów na Groby Pańskie. Kościół Wizytek na Krakowskim Przedmieściu, kościół Św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży.... .
I powrót do domu. Od tego momentu, kiedy święconka była już poświęcona, można było (w końcu) jeść. Mama przygotowywała kolację. I chociaż to była KOLACJA, to jednak bez szynki i bez "pieczystych". 
I dzisiaj, w Wielką Sobotę, na komodzie stoi poświęcona święconka. Nie zabrakło w niej ani jajek, ani chleba, zamiast kiełbasy - kawałek (piętka) szynki. Są też czekoladowe jajeczka, sól zmieszana z pieprzem, a wszystko, jak przed laty, przystrojone gałązkami bukszpanu. I była kolacja. Nie było mowy, aby nie spróbować choć po kawałeczku pieczonego schabu i boczku. Szynka jeszcze wciąż wisi na oknie i czeka na jutrzejsze śniadanie wielkanocne.
I jak każdego roku, przychodzą wspomnienia... . 

1 komentarz:

  1. A ja w tym miejscu za życzenia dziękuję. Dopiero odczytałam, bo jakoś tak w ferworze świątecznych przygotowań i dającego się we znaki zmeczenia nie miałam siły komputera włączyć...;)

    OdpowiedzUsuń

Komentuj... nie obrażaj... :-)