sobota, 12 czerwca 2010

Na upał - chłodnik

Nigdy nie jest tak, żeby wszystkim się podobało. Kiedy wiosna wcale nie chciała przyjść, a mądre głowy zastawiały się, czy nie nastąpiło przekręcenie słowa z "ocieplenie" na "oziębienie" klimatu, wszyscy narzekali na chłód i brak słońca. I marzyli o cieple... . W końcu, przyszło gorące powietrze. Nastała fala upałów. I znowu jest źle. Ufff, gorąco, za gorąco, za duszno, za... . 
Ale tak to już jest, że jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził.
A jak już jest gorąco, wręcz tropikalnie, to trzeba sobie z tym dawać radę. Proponuję wspomniany już przeze mnie chłodnik. 
Oczywiście przepisów na chłodnik jest całe mnóstwo. Ja, jak zwykle, podaję mój, sprawdzony, ulubiony przez moją rodzinę, ten chyba najbardziej znany, gotowany z botwiny:
Dwa pęczki botwiny oczyścić, przebrać, umyć, pokroić. Gotować do miękkości z dwiema kostkami rosołowymi i vegettą (lub innym warzywkiem czy kucharkiem). Wlać jedną butelkę koncentratu buraczanego, zagotować, odstawić do wystygnięcia. 
W międzyczasie: 4 świeże ogórki obrać i zetrzeć na tarce na największych oczkach, 20 rzodkiewek zetrzeć na takiż. Dwa pęczki szczypiorku (cienkiego) drobno pokroić. Wszystkie te ingrediencje wsypać do wystudzonego wywaru. Dodać 4 kefiry (to wersja light, jeśli ktoś "nie dba o linię" może użyć 2 śmietany 12-sto procentowe i dwa kefiry). Wymieszać, doprawić solą i pieprzem.
Wstawić na co najmniej dwie godziny do lodówki.
Podawać z jajkiem na twardo, uprzednio pokrojonym na cztery części i położonym na dnie talerza/miseczki.
Taki chłodnik długo w lodówce nie postoi. Uwielbiam zakradać się do kuchni i choć małą filiżankę uszczknąć... .

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj... nie obrażaj... :-)