czwartek, 9 września 2010

Wspominam...

Zawsze telefonowała do mnie koło południa. Albo zaraz po. Nigdy wcześniej. Włączyłam mój telefon komórkowy. Dostałam wiadomość, że telefonowała tuż po dziesiątej rano. Wiedziałam, że się stało... .
Ojciec mojej Przyjaciółki był moim "drugim Tatą". Był wspaniałym, prawym człowiekiem. I mimo, że przecież i Jego trzy kobiety: żona, córka i wnuczka i ja, taka "przyszywana córka" wiedziałyśmy, że to niechybnie nastąpi, nastąpiło... za wcześnie.
I tak, kiedy odchodzi nagle - nie nagle bliska osoba, to to odejście nigdy nie jest w porę. Bo przecież chcieliśmy, żeby ta osoba  była, żeby jeszcze z nami pojechała do... , żeby jeszcze raz poszła w jakieś szczególne, zapamiętane miejsce, żeby jeszcze raz powiedziała..., żeby nakrzyczała, bo... , żeby spojrzała, żeby zrobiła jeszcze jeden, ostatni raz ten gest... .
I już wiadomo, że nie pojedzie, nie pójdzie, nie spojrzy, nie powie... .

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj... nie obrażaj... :-)