poniedziałek, 8 listopada 2010

Ciasto jogurtowe po mojemu

Ile czasu można piec to samo? Ostatnio wciąż był piernik "na tapecie". W sobotnie popołudnie przeglądnęłam moje przepisy, które to spisuję od wielu, wielu lat. I doznałam niemalże olśnienia: tak! Ciasto jogurtowe. 
Moja ukochana mama nigdy, ale to przenigdy nie piekła ciast, do których dodaje się proszek do pieczenia. Ciasto musiało być drożdżowe. 
Mnie, wstyd się przyznać, drożdże, ich zapach, przyprawiają o "instynkt wymiotny". Chociaż, produkt finalny, nie powiem, nie powiem... zjem z przyjemnością.
Ciasto jogurtowe (a może placek, czy też babka), najlepiej smakuje dnia następnego. O czym się dzisiaj, podając do południowej kawy, przekonałam.
Przepis:
4 jajka ucieram ze szklanką cukru i jednym małym opakowaniem cukru wanilinowego. Aż będzie prawie biała masa. Dodaję pół kostki rozpuszczonego i przestudzonego masła. W dalszym ciągu ucieram. Teraz wlewam jogurt naturalny - prawie cały duży pojemnik (ok. 250 ml). Znowu mieszam (wciąż mikserem). Dodaję kilka kropli esencji waniliowej (w zastępstwie może być migdałowa). Mieszam. W końcu powoli dosypuję 2 szklanki mąki wymieszane z dwiema łyżeczkami proszku do pieczenia. Tę masę przelewam do wysmarowanej masłem i wysypanej bułką tartą (dla obrzydliwych: mąką) podłużnej foremki.
I do piekarnika rozgrzanego do 190 st., na 45 minut. Po tym czasie, patyczek powinien być suchy. U mnie - był. 
Zostawiam do wystygnięcia. Z trudem... . 
A kiedy jest już zupełnie zimny, wyciągnięty z foremki, resztki, które zostały, zawijam w folię. Następnego dnia jest naprawdę lepszy... .

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj... nie obrażaj... :-)