Już od dłuższego czasu (dwa lata?) nie kupujemy wyrobów cukierniczych. I choćby była to najlepsza i najbardziej polecana cukiernia w okolicy - na różne okoliczności staram się coś słodkiego przygotować w domu sama. No, chyba że to jest tłusty czwartek... wtedy pączki, ten jeden raz w roku, kupujemy. Ale to też tylko wtedy, gdy nie mam ochoty zrobić faworków. Ale, o tym napiszę innym razem.
Na razie, na moje urodziny zrobiłam tort serowy z galaretką, na zimno. Na zimno "podwójnie": bo nie dość że bez pieczenia to do tego musi być dobrze schłodzony.
Ale, ad rem:
Potrzebne są:
4 opakowania serka homogenizowanego,
3 galaretki cytrynowe,
3 galaretki wiśniowe,
2 puszki brzoskwiń,
1 banan.
Przepis jest na okrągłą formę średniej wielkości (o średnicy 27cm). Formę wyłożyłam biszkoptami, takimi najzwyklejszymi, tzw. "języczkami". Wolne miejsca uzupełniłam pokruszonym biszkoptem. Ten spód można skropić koniakiem lub whisky.
W trzech szklankach wrzątku rozpuściłam trzy galaretki cytrynowe. W osobnym garnuszku rozpuściłam w takiej samej ilości wody trzy galaretki wiśniowe.
Gdy galaretka cytrynowa zaczęła się ścinać, wymieszałam z czterema opakowaniami serka homogenizowanego (śmietanowego lub waniliowego) i dodałam 3/4 puszki brzoskwiń pokrojonych w kostkę. Masę wylałam na biszkopty i wstawiłam do lodówki. Gdy masa zastygła, ułożyłam na niej pokrojone brzoskwinie, pokrojonego banana (wzór rzecz jasna jest dowolny jak i same owoce). Całość przykryłam lekko stężałą galaretką wiśniową. I do lodówki.
Tort najlepszy jest następnego dnia, kiedy porządnie stężeje.
Jeśli ktoś się nie boi kalorii, na każdą porcję tortu można położyć bitą śmietanę i posypać rodzynkami.
Górną galaretek jak i owoce położyłam takie, a nie inne, ze względu na mały jeszcze wybór na straganach. Niedługo szykują mi się inne, rodzinne okazje do powtórki. Wtedy na pewno będzie to tort z truskawkami i galaretką truskawkową. Mniam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentuj... nie obrażaj... :-)