Tym razem chyba jednak moja ukochana mama byłaby ze mnie dumna. Ona rzadko kiedy robiła przetwory. Pamiętam tylko Jej słynną dynię w occie. No i oczywiście jesienne grzybki marynowane... . Ale nie przypominam sobie, aby robiła dżemy, konfitury... . A ja - tak. Przedwczoraj nabyłam 10 kg pomarańczy i postanowiłam zrobić z nich konfiturę. Jak postanowiłam - tak uczyniłam. Wyszło 16 słoików półlitrowych... . Ale ten smak niebiański... .
Konfitura pomarańczowa z założenia miała być angielska. Czyli słodko-gorzka. W Anglii mają łatwiej w tej materii, bo taką konfiturę robią ze specjalnych, gorzkich pomarańczy. Ja w naszym pięknym kraju z takowymi się jeszcze nie spotkałam. Pojechałam na giełdę i kupiłam zwykłe (jeśli mogę tak określić pomarańcze). Przewertowałam internet w poszukiwaniu odpowiedniego opisu i nie natrafiłam na taki, jakiego oczekiwałam. Puściłam wodze fantazji... .
Już wieczorem słoik z "resztówką" został otwarty i spróbowaliśmy. Istne małmazyje. Udało mi się osiągnąć smak sweet-bitter. Pomyślałam, że może przepis zachowam dla następnych pokoleń, aby przyszłe żony moich synów przekazywały ten przepis kobietom w następnych pokoleniach... . Ale, że na razie na horyzoncie kandydatek takowych nie widać, przepis podaję poniżej ku uciesze, mam nadzieję, szerszej publiczności:
Tak, jak wcześniej napisałam: 10 kilogramów pomarańczy w miarę możliwości bezpestkowych - takich z dość grubą skórą - obrałam, nie usuwając białego miąższu, pokroiłam w drobną kostkę - i do gara. Te 10 kg zasypałam 3 kg cukru. Tylko. Wszak miały być słodko-gorzkie. Wycisnęłam sok z 6-ciu limonek, z 4-ech otarłam skórkę i wrzuciłam do pomarańczy. Dodałam... odrobinę chilli. Ale dosłownie - odrobinę, tak na koniec noża. I wszystko dusiłam na małym tylko, "pyrkającym ogniu" przez około dwie godziny. Co chwilę zaglądając i mieszając. No, a potem, to szybciutko do wyparzonych uprzednio słoików, mocno zakręcić i postawić "do góry nogami". I poczekać aż wystygnie... . Z tym czekaniem, to było ciężko.... .
Idealny przysmak na zimowe wieczory :)
OdpowiedzUsuń