Na Wielkanoc w moim panieńskim domu nie mogło zabraknąć mazurka, zrobionego rzecz jasna własnoręcznie przez moją kochaną mamę. Przepis na niego czerpała ze starej, jeszcze z końca dziewiętnastego wieku, książki kucharskiej. Dziwne miary wag przekładała na "nasze", po czym kręciła, mieszała, ubijała... aż wychodził najwspanialszy czekoladowo - bodajże - kajmakowy mazurek na świecie.
Wspomniana książka kucharska zaginęła gdzieś podczas moich różnych zawirowań przeprowadzkowych. Niestety. Nigdzie już później nie znalazłam przepisu odpowiadającego temu smakowi. A może to tylko moja mama potrafiła nadać mazurkowi ten cudowny smak i aromat?
Fakt jest faktem, że w moim domu mazurków na Wielkanoc się nie uświadczy.
Zawsze jest sernik, który piekę oczywiście sama. A w tym roku będzie również guglhupf, czyli austriacka baba. Jak wszystkie ciasta, które czynię, dosyć prosta w "obsłudze". A robię ją tak:
Pięć żółtek ubijam z miękką kostką masła. Dodaję pół szklanki cukru i jedną torebkę cukru wanilinowego. I znowu ucieram.
250 gram czekolady gorzkiej (czyli dwie i pół tabliczki "standardowe") rozpuszczam w 1/4 litra słodkiej śmietanki, 30-procentowej. Studzę.
Do żółtek, masła i cukru dodaję półtorej szklanki mąki pszennej wymieszanej z dwiema pełnymi łyżeczkami (od herbaty) proszku do pieczenia.
Mieszam wszystko, po czym wlewam rozpuszczoną, ostudzoną czekoladę.
Znowu mieszam.
Dodaję trochę aromatu rumowego lub migdałowego.
Jeśli ktoś ma ochotę, można dodać rodzynki.
Na koniec ubijam pianę z pozostałych pięciu białek z dodatkiem szczypty soli. Sztywną pianę wlewam do ciasta i ostrożnie mieszam.
Całość wlewam do okrągłej formy z "kominem" (po prostu z dziurą), uprzednio wysmarowanej masłem i wysypanej bułką tartą.
Piekę około godziny w piekarniku rozgrzanym do 190 st.C.
Guglhupfa można polać polewą czekoladową. Dla mnie wystarczająco jest dużo czekolady w środku, aby jeszcze ją traktować czekoladą na zewnątrz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentuj... nie obrażaj... :-)