wtorek, 15 grudnia 2009

Jaka kapusta

Od lat prowadzone są w domach (no, może nie we wszystkich) spory, z jaką kapustą przygotowuje się łazanki. Surową czy kiszoną? A jak jeszcze do tego dochodzi niepamięć, zwana bardzo brzydko "sklerozą", to mętlik w głowie powstaje przeokrutny.
Ja łazanki przygotowuję tak: kapustę białą, surową (chociaż, dałabym sobie głowę uciąć, że w domu mama wzięłaby kiszoną) kroję na ćwiartki, wkładam do wody i gotuję do miękkości. Brzydki zapach z kuchni, roznoszący się po okolicy powoduje, że ciągle biegam i dźgam nieszczęsną kapustę widelcem, czy już jest miękka.
Kiedy nareszcie jest miękka, wyciągam z wody, szatkuję drobno, wyciskam.
Na patelni smażę boczek, pokrojony w kosteczkę. Mmm, pięknie pachnie! Do przesmażonego, dodaję pokrojoną w piórka cebulę... smażę na złoty kolor.
Dodaję kapustę, jeszcze chwilę podsmażam. I mieszam z wcześniej ugotowanymi łazankami. Doprawiam solą i pieprzem.
Moja mama łazanki robiła sama, własnoręcznie. Ja jestem zbyt leniwa. Kupuję. Chociaż ostatnio odbiegam od tradycyjnych kwadracików, używając innych, bardziej wymyślnych form. Ale... nazwa pozostała. Jak na tradycję przystało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj... nie obrażaj... :-)