poniedziałek, 15 lutego 2010

Migdały wcale nie niebieskie

W tamtych czasach bardzo trudno było dostać "towary delikatesowe". A takimi, niewątpliwie były migdały. A do tego jeszcze zmarnować je... było niedopomyślenia. Marnotrastwem było zjedzenie całej paczki migdałów (100 gram) lub, co gorzej, dwóch na jedno posiedzenie. Ale, jak mama uprażyła je w soli, nikt nie mógł się od nich oderwać. Wystarczyło raz sięgnąć... to było jak magnes. I pozostało do dziś.
Migdały, tak niedoceniane wciąż u nas, mają zbawienne działanie na nasze nerwy (mleczko migdałowe), poprawiają działanie układu moczowego, działają jako lek wykrztuślny przy chorobach oskrzeli oraz mają działanie antynowotworowe.
Sama muszę przyznać, że w moim domu na stole, rzadko goszczą. A jeśli już, to właśnie prażone w soli. A robię je tak:
Migdały parzę, chwilę trzymam we wrzątku (około dwóch minut), odcedzam i obieram ze skórek. Suszę na ręczniku papierowym. 
Suchą patelnię rozgrzewam, wsypuję sól. Soli musi być tyle, aby migdały mogły być nią swobodnie otoczone. Wsypuję migdały. Ciągle mieszając prażę migdały aż uzyskają pożądany przeze mnie kolor jasnego brązu (około 10 do 15 minut).
Wysypuję migdały  na suche sitko, potrząsam tak długo, aż nie będzie na sitku soli, wsypuję do szklanej salaterki. 
I tu wiem, że źle robię, bo migdały prażone w soli podaje się inaczej. Z białej, bawełnianej serwetki robi się kopertę, do której wsypuje się gorące migdały w soli. I od razu podaje. 
Mnie (i zresztą nie tylko mnie) denerwuje to, że migdały w takiej wersji trzeba wygrzebywać z gorącej soli, parząc sobie przy tym niemiłosiernie palce. Albo czekać jak wystygnie. A sól stygnie bardzo powoli. O.... niedoczekanie.
A jak już sie człowiek doczeka tego wystygnięcia, sól przylepia się do palców, wszyscy łowią migdały, koperta przestaje być kopertą... wyjątkowo nieestetyczny oficjalny sposób podawania migdałów.
Wolę mój, wypróbowany: w soli, ale bez soli w szklanej salaterce. Wspaniałe, jako przekąska do piwa lub wytrawnego wina. 
Wczoraj, walentynkowo je popełniłam. Pół kilo. Zostało ciut na dzisiaj. Mniam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj... nie obrażaj... :-)