wtorek, 26 stycznia 2010

Ładny bigos

Wstyd się przyznać, ale nie przypominam sobie, żeby moja mama gotowała taki prawdziwy, staropolski bigos. Może, tata nie lubił? Ale, flaczki uwielbiał, a bigosu nie lubił? No, fakt jest faktem, że w domu najwyżej do "schaboszczaka" mama podawała kapustę kiszoną, zasmażaną. 
Mrozy trzymają nas wciąż w swoich lodowatych szponach. Co sprokurować mojej rodzinie, żeby było przyjemnie i kalorycznie, a przede wszystkim, żeby rozgrzało? Bigos. 
Są "różne szkoły gotowania na gazie". Tak i co rodzina, to inny przepis. Ja bigos gotuję tylko z kapusty kiszonej. Bez surowej, białej, jak to w innych domach się przyrządza. Tak więc go garnka wsadzam rzeczonej kapuchy dwa kilo, zalewam wodą i gotuję. W międzyczasie dodaję trzy, cztery liście laurowe, kilka ziaren ziela angielskiego, pieprz w ziarnach i śliwki suszone, bez pestek oczywiście (tak około 100 gram). Śliwki czasami kroję w paseczki, czasami ogarnia mnie lenistwo. W międzyczasie gotuję grzyby suszone (również około 100 gram) w "krótkiej wodzie". Grzyby gotuję około pół godziny, jeśli są duże - kroję na paseczki. Wlewam do ugotowanej kapusty razem z wodą, w której się gotowały.
Tradycyjny bigos powinien być przygotowywany z mięs różnych oraz wędlin. Mój jest tylko z wędlin. Trzy rodzaje różnych kiełbas, lub jeszcze lepiej sklepowe ścinki (ale jednak te lepsze), w sumie około półtora kilograma, kroję w drobną kostkę i przesmażam na oliwie. I do kapusty (miekkiej). 
Teraz kapusta już nie jest taka jałowa, w domu zaczyna unosić się zapach bigosu. Na maleńkim ogniu, żeby tylko lekko bulgotał, gotuję bigos przez kilka godzin, podlewając go czerwonym, wytrawnym winem.
Jeśli ma być to danie główne obiadowe, podaję z ziemniakami z wody. Jeśli zaś na kolację - z jasnym pieczywem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj... nie obrażaj... :-)